Patron

Bogdan Teodor Jański

 

Bogdan Jański urodził się w Wielki Czwartek 26 III 1807 w Lisowie k. Grójca w rodzinie drobnoszlacheckiej, jako syn Piotra herbu Doliwa i Agnieszki z Hryniewickich herbu Przegonia. Ochrzczony w pobliskiej Winnicy jako Teodor Ignacy Bogdan (to ostatnie imię, pod którym jest znany do dziś, w ogóle nie znalazło się w księgach metrykalnych).


W roku 1822 Bogdan ukończył Szkołę Wojewódzką Ojców Benedyktynów w Pułtusku (jedną z najlepszych szkół w Królestwie). Pracował w niej następnie jako nauczyciel matematyki i języków obcych w roku szkolnym 1822/23. Studia odbył na Królewskim Uniwersytecie Warszawskim (1823-1827), uzyskując dwa magisteria: obojga praw i ekonomii politycznej.
 


 
W pierwszym okresie studiów, pod wpływem filozofii materialistycznej, utracił wiarę i stał się radykałem rewolucyjnym, prowadząc nadto hulaszczy tryb życia. Później, pod ich koniec, dostrzegł możliwość dokonania koniecznych reform społecznych poprzez ewangeliczną odnowę katolicyzmu. W tym celu stworzył wokół siebie krąg młodych społeczników. Po studiach dał się poznać jako zdolny adwokat. W sierpniu 1828 wygrał, organizowany przez Radę Politechniczną, konkurs na profesora organizowanej w Warszawie pierwszej politechniki na ziemiach polskich. W związku z tym otrzymał stypendium i nominację rządową na to stanowisko oraz zalecenie odbycia kilkuletniego stażu naukowego.
 

 
Na dzień przed wyjazdem, 23 października 1828, ożenił się w Pękowie z Aleksandrą Zawadzką. Miał jej już nigdy potem nie zobaczyć. Dopiero na emigracji, gdy uczucia wygasły, żałował tego pochopnego kroku. Niemniej zawsze o swej Olesi pamiętał, troszcząc się o jej biedny los. Wyjechał do Paryża (przebywał tam 1828-1830) i Londynu (1830-1831), gdzie przygotowywał się do zorganizowania po powrocie katedry handlowości.
 

Pobyt w obu tych miastach był dla niego bardzo owocny. W Paryżu interesował się rozwojem nauk społeczno-politycznych, szczególnie zaś utopijnym, socjalistycznym saintsimonizmem, któremu oddawał swój zapał i siły przez półtora roku. To właśnie wtedy utrwaliła się w nim idea nowego i sprawiedliwego ustroju społecznego. Mimo iż cierpiał tam biedę i żył w nieustannych długach (stypendium było niewystarczające), gorliwie podpatrywał u francuskich ekonomistów metody nauczania, które potem miał przenieść do Warszawy. Niemniej poważnie traktował swe londyńskie studia.
 


 
Zaznajomił się tam ze słynnymi ekonomistami angielskimi R. Owenem i J. S. Millem, dużo czytał, doskonalił swój angielski, przygotowywał szkice swych przyszłych wykładów. Rozpoczął tam nawet pracę nad swoim doktoratem. Wiadomość o Powstaniu Listopadowym doszła go w momencie, gdy przygotowywał się do odbycia trzeciej części stażu w Berlinie. Podczas Powstania Rząd Narodowy zlecił mu zadanie tajnego korespondenta w prasie zachodniej. Wykorzystując swe paryskie i londyńskie znajomości, spełniał je jak najlepiej potrafił.
 


 
Wiosną 1831 otrzymał za to stopień kapitana. Na początku roku 1832, nie widząc dla siebie szans na powrót do kraju (car wcale nie zamierzał otwierać politechniki), postanowił pracować między Polakami i wyłącznie dla nich, do czego podnietą była dla niego postać lidera emigracji Adama Mickiewicza.
 


 
Spotkał się z nim po raz pierwszy w Paryżu latem 1831. Po podjęciu ostatecznej decyzji pozostania na emigracji współpracował z francuskimi czasopismami naukowymi i encyklopediami. Podejmował także obowiązki guwernera. Przy jego udziale zostało otwarte wydawnictwo polskie. Kierował paryskimi wydaniami dzieł Mickiewicza (cała wiosna 1834 r. zeszła mu na wydaniu "Pana Tadeusza"), Z. Krasińskiego, A. Góreckiego i W. Pola. Tłumaczył też na francuski dzieła S. Witwickiego, M. Mochnackiego i J. Lelewela. Jednocześnie godził zwaśnionych rodaków, pomagał im odnaleźć się w paryskiej codzienności (mimo własnych z tym kłopotów), uczył ich francuskiego, pożyczał pieniądze, itp.
 


 
W tym okresie powracał do religijnej gorliwości. Najpierw na początku 1832, po zerwaniu z saintsimonizmem, był gotów "rozumowo" uznać prawdy wiary, a po długiej (pięcioetapowej) spowiedzi generalnej (1834-1835) narodził się na nowo jako świecki apostoł emigracji, który w centrum swego działania zawsze miał odrodzenie religijne narodu i poszczególnych ludzi. Nie chciał jednak działać pojedynczo. Dzięki poparciu i inspiracji A. Mickiewicza, uczestniczył w powstaniu Braci Zjednoczonych (XII 1834), złożonych z "pierwszego garnituru" emigrantów (Mickiewicz, Jański, S. Witwicki, C. Plater, J. i B. Zalescy). Niestety, niewielu z nich (nawróconych dopiero co z libertynizmu!), nadawało się do procesu ustawicznej formacji i wspólnego życia. Potem była apostolska w swym wyrazie Służba Narodowa (VI 1835), która miała wprowadzać "chrześcijański styl" w życie publiczne (oświata, literatura, kultura, sztuka, polityka, praca, gospodarka i in.) i prywatne. Także i tu wystąpiły podobne, bardzo prozaiczne problemy i Służba musiała się rozpaść.
 


 
Życie wspólne oparte na zasadach życia zakonnego (wspólna modlitwa, pokuta) mogło być dopiero realizowane w tzw. Domku Jańskiego, założonym 17 II 1836. Jański miał przekonanie, że Bóg jemu "dał myśl założenia i (..) poruczył urząd i trud utrzymania tego zawiązku". W tym to Domku, cztery dni po inauguracji działalności, pięciu emigrantów (bez Mickiewicza) złożyło uroczyste śluby dozgonnej i braterskiej społeczności oraz wybrało Jańskiego przewodnikiem nowej wspólnoty. W przeciągu trzech z górą lat kierowania przez siebie wspólnotą skupił wokół siebie i wychował wybitnych uczniów (m. in. Piotra Semenenkę i Hieronima Kajsiewicza), którzy, podobnie jak on, przeżyli ewolucję religijną. Ich też, jako pierwszych, posłał na studia teologiczne, najpierw do Paryża, potem do Rzymu (niestety, ich święceń kapłańskich w roku 1841 nie doczekał...), gdyż widział nieodzowną potrzebę kapłanów w nowej wspólnocie.
 


 
To oni, już po śmierci swego Mistrza, odczytywali jego myśl, dając podwaliny pod Zgromadzenie Księży Zmartwychwstańców. Mimo przeróżnych trudności, materialnych i wewnętrznych, Domek promieniował swą odnową religijną, nie tylko na częstokroć ogromnie skłóconych emigrantów-romantyków, z których wielu nie chciało i nie mogło zrozumieć celu jego istnienia. Stąd przez cały czas dzieło Jańskiego spotykały kpiny, lekceważenie, a także ostre ataki, zwłaszcza ze strony tzw. monarchistów. Tymczasem Jański wygłaszał specjalne nauki dla wszystkich współbraci, prowadził modlitwy i czytania Pisma św., komentował Ewangelie. Z czasem doprowadził jeszcze do powstania czterech "placówek filialnych" Domku we Francji. W szczytowym okresie ich działalności mieszkało w nich, pracowało, studiowało i modliło się ponad 30 emigrantów. Od roku 1836 zdwoił też starania o własną świętość: codzienna Msza św., cotygodniowa spowiedź, częsta Komunia św., umartwienia, bezwzględność względem siebie, pielgrzymki i długie rekolekcje u benedyktynów i trapistów (w ich trakcie miewał łaskę przeżyć mistycznych). Zawsze był gorąco przekonany o tym, że nie tylko duchowni, ale i świeccy są powołani do świętości. Dla nich widział bardzo ważne miejsce we wspólnocie, nazywając ich Braćmi Zewnętrznymi. Po jego śmierci niejeden z nich, po powrocie do kraju, stał ewangelicznym zaczynem rozdartej między zaborców Polski.
 


 
Tymczasem coraz częściej, także ze względu na umartwienia, Jański zapadał na zdrowiu. Do tego dołączała się stała jego towarzyszka od lat najmłodszych: bieda, która najbardziej dała się we znaki zimą 1838/39. Niestety na początku 1839 r. trzy z czterech domów filialnych (przede wszystkim ze względu na długi, ale i na animozje we wspólnocie) Jański był zmuszony pozamykać. Z ostatnich rekolekcji w Trappie, wiosną 1839 r., w czasie których ożywiło się jego pragnienie życia zupełnie samotnego, a jednocześnie trwanie w przekonaniu, że nie nadaje się już do prowadzenia Domku (biografowie nazwą ten czas "ciemną nocą duszy"), wrócił z zaczątkami ciężkiej choroby, z której miał się już nie podnieść. Kłopoty z utrzymaniem macierzystego Domku ciągle spędzały mu sen z powiek. Nie zaniedbywał przy tym ciągle pomocy emigrantom różnej maści (kogóż on nie znał...), lektury, korespondencji. Jakże w tym wszystkim był ludzki: miewał kłopoty z rannym wstawaniem, bardzo rzadko odpisywał rzymskim klerykom złaknionym jego słowa, trudno mu sobie było wyobrazić dzień bez kawy, fajki, poobiedniej drzemki, ciągle karcił i oskarżał siebie za niedociągnięcia wspólnoty (a także za swe lenistwo i próżniactwo), walczył uporczywie z biedą. Świadectwem jego życia stał się prowadzony od 1828 roku Dziennik, świadectwo jego burzliwego życia, wzlotów i upadków, jego na wskroś romantycznej natury. W grudniu 1839 wyjechał do Rzymu, będąc już bardzo chorym, do swoich braci. Tam, uzyskawszy zgodę żony, miał rozpocząć studia teologiczne. Niestety, mimo bardzo starannej opieki, Brat Starszy (bo tak go zwano wśród "swoich") zmarł 2 VII 1840. Pochowano go na rzymskim cmentarzu św. Wawrzyńca (obecnie Campo Verano). Na grobie napisano: "Tu spoczywa mający zmartwychwstać Bogdan Jański, pierwszy jawny pokutnik i apostoł polskiej emigracji we Francji". Po prawie 116 latach jego prochy przeniesiono do kościoła Zmartwychwstańców w Rzymie przy via San Sebastianello. Trwają przygotowania do rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego.

Co przekazał swym uczniom? Przekazał im nade wszystko program odrodzenia religijnego i narodowego. Dążył do odnowienia i ożywienia dawnych stowarzyszeń, bractw i cechów przeróżnych profesji pod opieką polskich świętych patronów oraz do zakładania bardziej nowoczesnych towarzystw, warsztatów, szkół, gospód (!) wyróżniających się wzajemną współpracą i oparciem działalności na Ewangelii. Widział też potrzebę odnowy życia zakonnego i parafialnego na wzór apostolskich wspólnot chrześcijańskich. Odnowione uczelnie katolickie, zakony i parafie powinny, według niego, stanowić skuteczne ośrodki odnowy katolicyzmu.

Zostawił też po sobie specjalny styl traktowania ludzi oparty na miłości bliźniego, a więc: taktowność, delikatność, uczynność, skromność w zachowaniu, rozwaga. Tym promieniował i tym przyciągał do siebie. Miał talent pedagogiczny, pasję dzielenia się wiedzą z innymi, opiekuńczy zmysł. Ludzi świeckich uczynił tymi, którzy mają być prawdziwymi świadkami Ewangelii. Zostawił docenienie druku jako niezbędnego środka w apostolstwie (sam czytał ogromnie dużo dobrych, katolickich dzieł!), a także wielką surowość w traktowaniu swoich wad i przeżywającą nieraz "ciemności" wiarę w Opatrzność.

Zachował się także jego testament, który dyktował Edwardowi Duńskiemu na tydzień przed śmiercią. W nim zapisał program dla wspólnoty, którą stworzył: powinna ona posiadać kleryków z wyższymi święceniami; miejscem jej pracy winna być emigracja; sam sugerował otwarcie w Paryżu biblioteki, szkoły zawodowej, szpitala, seminarium duchownego, szkoły dla artystów dla Polaków; szczególną troską chciał otoczyć nawrócenie emigracyjnej "lewicy" i masonerii; nawoływał do tego, by świeccy bardziej skonsolidowali swe działanie.

Bogdan Jański w całej rozciągłości był dzieckiem swej epoki: pragnął wolności dla ojczyzny; nie szczędził sił, by zaprowadzać między rodakami nowy, chrześcijański porządek; wierzył w możliwość braterstwa i jedności wśród ludzi, bez względu na orientacje polityczne czy też jakiekolwiek inne. Szamotał się ze złem. Był świadkiem swych porażek z nim, słabości swego charakteru, widział też upadki innych. To nie przeszkadzało mu w imię wiary w ZMARTWYCHWSTANIE, w oparciu o modlitwę i sakramenty Kościoła, starać się o świętość heroiczną i radykalną, która nieraz wyrażała się w pożyczeniu potrzebującemu kilkunastu franków, albo w podrzuceniu komuś ciekawej książki.
 
W 2005 roku rozpoczęty został proces beatyfikacji Bogdana Jańskiego.



LITERATURA:

Ks. J. Iwicki CR, Charyzmat Zmartwychwstańców, Katowice 1990, s. 8-102.
Ks. B. Micewski CR, Jański Bogdan [w:] Słownik Biograficzny Katolicyzmu Społecznego w Polsce, Warszawa 1991, t. 1, s. 187-189.
Ks. K. Wójtowicz CR, Wstęp [w:] Bogdan Jański. Mądrość służby, Wrocław 1991, s. 5-32.